poniedziałek, 4 listopada 2013

(98) piekło-niebo

   Owszem, mogę pisać brudno, czemu nie. O podskórnych pulsujących ropniach i śmierdzących wydzielinach, o pijakach, którzy marzą o najlepszej dziwce na ulicy. O błyszczącym w porannym słońcu bruku, na którym  w męczarniach i w śmierdzących moczem i kałem spodniach skonał  niejeden bezdomny, skopany okutymi buciorami podpitych roześmianych wyrostków. Mogę dać zagłodzonemu kundlowi do powąchania kawał brudnej szmaty, w którą zakonnica owinęła kociaki zanim zgruchotała im puchate główki obuchem siekiery i patrzeć jak się ślini  i gryzie z bezsilności stalowy drut siatki. Mogę zwabić chuderlaka i kopnąć znienacka, rozwalając mu mordę i robiąc skaryfikację w szachownicę. Mogę pokazać jak głęboko ocynkowany drut zanurza się w różowe wnętrze jego ociekającego juchą policzka i jak bardzo orze go własnymi pazurami usiłując go sobie wyrwać. Mogę nawet zlizać jego wymiociny z chodnika, a potem uśmiechnąć się słodko i seksownie polizać monitor, na który właśnie patrzysz. Puszczę ci perskie oko i poślę buziaczka, łącząc go finezyjnie z odorem przepitego oddechu.
Mogę przedstawić ci moją siostrę alkoholiczkę, kazać jej grzecznie dygnąć zanim rozewrę siłą jej uda w ramach zachęty dla ciebie. I patrzeć. Przeciągnąć cię, trzymając za włosy, po miejskich, oszczanych parkach, gdzie za drzewami już nawet nie kryją się męskie dziwki i wykąpać cię w szambie miasta. Pokazać, co nocą robi się w więzieniu gwałcicielom małych chłopczyków. Tak małych, że uniósłbyś pięciu takich jednym palcem. Opisałabym jak wygląda ich rozprute jelito, z którego wycieka na wpół strawione mleko. Porównałabym je do malinowego kisielu ze słodką śmietanką. Kazałabym ci siedzieć na kozetce w pokoju zabiegowym na oddziale onkologii dziecięcej i oglądać współczesne cyklopki z wielkimi jęzorami, których dni są już policzone. Moglibyśmy powywracać sobie ławki w kościele, albo poprzypalać koty petami. Poczułbyś duszący smród palonej sierści i mdły zapach ciepłej zwierzęcej krwi.

Gdybym tylko chciała.

Wiem, że mogę. Jest tylko jedno ale. Ja tak nie chcę.

fot. Michelle Berg, The StarPhoenix

***
     Właśnie skończyłam pisać krótkie opowiadanie. Konkurs znalazłam niedawno. Co lepsze, przedwczoraj znalazłam jego fanpejdż na fb. Redakcja wybrała kilka opowiadań i zamieściła je na konkursowym profilu. Zaczęłam czytać i znalazłam się w krainie Mordoru. Literatura...Jakże łatwo jest pisać o czymś złym. Jak łatwo wydobyć z siebie i czytelnika pokłady dzikich żądz i wyczarować smród rynsztoków. I jak łatwo osiągnąć tu tytuł mistrza ciemności. Łatwiej jest pisać, i to nawet dobrze, o czymś złym i ohydnym. Zastanawiam się tylko po co? Jaki to ma sens, prócz wstrząśnięcia czytelnikiem? Naokoło jest tyle cierpienia i brudu, chamstwa i wulgaryzmów. Nie przypominam sobie opowiadania, zamieszczonego na owej konkursowej stronie, które nie byłoby okraszone co najmniej kilkoma kurwami. Nie chcę wypalać dziur w duszach.

   Z moim słonecznym konkursowym tekstem czuję się jak Alicja w Krainie Czarów. Naga i wrzucona na ulicę. Trudno. Zostanę samotną dziewczynką z zapałkami.   :)